Medytacja? A kto ma na to czas?!
Medytacja to fantastyczne narzędzie dla ludzi, którzy mają za dużo wolnego czasu, mieszkają w chatce w lesie i jedzą organiczne jagody, prawda? Otóż… nie. Medytacja to właśnie dla tych, którzy żyją w trybie turbo, pamiętają o wszystkim poza sobą i uważają, że 48-godzinna doba to nadal za mało. Czyli dla Ciebie.
Ale może już próbowałaś i skończyło się to tak:
- Zasnęłam po 30 sekundach.
- Myślałam tylko o tym, co na obiad.
- Wkurzyłam się, bo moje własne oddychanie mnie irytuje.
Spokojnie, nie jesteś w tym osamotniona. Dziś pogadamy o tym, jak nie zasnąć w trakcie i jak sprawić, by te 5 minut faktycznie coś zmieniło. A może nawet całe Twoje życie! (Dobra, trochę dramatyzuję. Ale serio – warto.)
Nie myśl o medytacji jak o medytacji
Nie ma nic bardziej stresującego niż słowo „medytacja”. Brzmi jak coś, co wymaga świeczek, dzwoneczków i certyfikatu z jogi. Kojarzy się z guru na szczycie góry, który mówi zagadkami, albo z kobietą w lnianej sukience, która patrzy na Ciebie z wyrozumiałością, bo Ty jeszcze nie odkryłaś swojej energii Kundalini.
Dobra wiadomość? Medytacja to nie egzamin na mnicha. To po prostu moment, w którym NIE robisz nic. Zero. Nada. Koniec.
Czyli siedzisz. Albo leżysz. I to wszystko. Nie musisz robić tego jak Dalajlama. Wystarczy, że przez pięć minut nie będziesz scrollować Instagrama i nie zaczniesz nagle mieć opinii o tym, co Kim Kardashian zjadła na śniadanie.
To nie wymaga talentu. To nie wymaga umiejętności. Wymaga tylko jednej rzeczy: żebyś zaczęła.
5 minut = 3 przystanki autobusowe
Pięć minut to absurdalnie mało czasu. W pięć minut nie zdążysz nawet podgrzać w piekarniku mrożonej pizzy, ale już możesz na nią narobić sobie ochoty. Pięć minut to mniej więcej tyle, ile spędzasz na czekaniu, aż w końcu ktoś odbierze telefon na infolinii. To także czas, który marnujesz na zastanawianie się, czy w ogóle masz czas na medytację.
A teraz wyobraź sobie, że zamiast po raz setny sprawdzać maila albo scrollować komentarze pod postem o tym, czy lepiej mieć psa, czy kota, po prostu oddychasz. Nic więcej. Oddychasz i patrzysz, jak świat się nie wali, mimo że przez te pięć minut nie jesteś w trybie „zarządzam wszystkim i wszystkimi”.
Dla porównania – pięć minut to trzy przystanki autobusem. A przecież jakoś dajesz radę przejechać ten dystans bez załamania nerwowego, prawda? No właśnie. Więc spróbuj potraktować medytację jak taką krótką podróż. Może nie do pracy, ale do momentu, w którym choć na chwilę nie musisz niczego naprawiać, ogarniać ani planować.
Zadanie: Następnym razem, gdy będziesz czekać na tramwaj, zamiast kompulsywnie wyciągać telefon, spróbuj po prostu… oddychać. Tak, wiem – oddychasz całe życie. Ale teraz rób to świadomie. Wdech. Wydech. I zobacz, co się stanie.
Pozycja ma znaczenie (ale nie taka, o jakiej myślisz)
Gdy słyszysz „medytacja”, pewnie wyobrażasz sobie kogoś siedzącego po turecku, z dłońmi ułożonymi w mistyczne mudry i wyrazem błogości na twarzy, jakby właśnie odkrył sens istnienia. W rzeczywistości, jeśli spróbujesz tej pozycji po raz pierwszy od podstawówki, najprawdopodobniej odkryjesz jedynie to, że Twoje biodra mają ograniczony zakres ruchu, a kolana potrafią krzyczeć.
Dobra wiadomość? Nie musisz wyglądać jak jogin na plakacie. Możesz siedzieć na krześle, możesz leżeć na podłodze, możesz nawet oprzeć się o lodówkę, jeśli akurat tam czujesz największe bezpieczeństwo egzystencjalne.
Jest tylko jedna zasada: nie wybieraj pozycji, w której zasypiasz po 30 sekundach. Odpada więc Twoje łóżko i kanapa, która „tylko na chwilę” zamienia się w drzemkowy portal do innego wymiaru. Medytacja ma Cię przywrócić do życia, a nie wysłać w fazę REM.
Eksperymentuj. Znajdź pozycję, w której Twoje ciało nie protestuje, ale też nie kusi Cię, żeby odpłynąć w krainę sennych marzeń. Bo w medytacji nie chodzi o to, żeby nie czuć nic. Chodzi o to, żeby przez chwilę czuć wszystko, ale bez potrzeby natychmiastowego działania.
Twój umysł to szczeniak. Nie próbuj go ujarzmić.
Twój umysł nie jest spokojnym jeziorem, w którym lśni odbicie księżyca. Jest bardziej jak szczeniak, który właśnie odkrył, że ma ogon – i natychmiast postanowił go gonić. W kółko. Z maksymalnym entuzjazmem.
I to jest normalne.
Medytacja nie polega na „wyłączeniu myśli”. Bo jeśli dasz swojemu umysłowi instrukcję „teraz nie myśl o niczym”, to nagle przypomnisz sobie absolutnie wszystko. Listę zakupów, to, co powiedziałaś w 2013 roku na imprezie, a także fascynujące pytanie: czy pingwiny mają kolana?
Najprostsza metoda? Nie walcz. Myśli będą przychodzić, ale Ty nie musisz za nimi biec. Możesz je traktować jak reklamy w telewizji – są, ale nie musisz ich oglądać.
Za każdym razem, gdy zauważysz, że Twój umysł znowu pędzi w nieznane, po prostu wróć do oddechu. Jakbyś wołała psa, który postanowił uciec za gołębiem. Bez nerwów, bez frustracji. Po prostu „chodź tu” – i wracamy.
To nie jest porażka. To właśnie trening.
Dźwięki, które Ci pomogą (i nie, nie chodzi o techno)
Nie każdy jest gotowy na absolutną ciszę. Bo cisza to podstępna bestia – najpierw wydaje się spokojna, a potem nagle słyszysz własne myśli z głośnością stadionowego dopingu.
Dlatego dobrze jest mieć coś w tle, co da Twojemu mózgowi zajęcie, ale go nie rozproszy. Opcje są różne:
- Szumiący las – idealny, jeśli chcesz poczuć się jak w chatce w Bieszczadach, ale bez konieczności rzucania pracy i kupowania siekiery.
- Deszcz na parapecie – świetny wybór, jeśli chcesz udawać, że jesteś bohaterką filmu i właśnie przeżywasz moment głębokiej autorefleksji.
- Śpiew ptaków – działa uspokajająco, o ile nie trafi Ci się dźwięk mew, bo wtedy zamiast medytacji poczujesz się, jakbyś była na plaży i ktoś właśnie ukradł Ci frytki.
- Mój głos na YouTube – czyli gotowa, krótka medytacja, dzięki której nie musisz się zastanawiać, co teraz robić. Wystarczy kliknąć tutaj:
👉 Medytacje dla zabieganych
A jeśli cisza jednak Ci nie przeszkadza – świetnie. To jak umiejętność spania w samolocie: nie każdy to potrafi, ale warto się nauczyć.
A techno? Cóż, są tacy, którzy medytują przy techno i twierdzą, że to działa. Ale to temat na osobny artykuł. Spoiler: da się.
Zaczynasz od teraz
Nie czekaj na idealny moment, bo on nie nadejdzie. (Zresztą, był w 2017, ale przegapiłaś.) Po prostu wybierz moment, zamknij oczy i oddychaj.
Nie potrzebujesz świec, kadzideł ani playlisty „Dźwięki delfinów przy zachodzie słońca”. Potrzebujesz tylko tych 5 minut, które i tak gdzieś w ciągu dnia ulecą – na scrollowanie, zastanawianie się, czy życie ma sens, albo analizowanie, czemu ekspedientka powiedziała Ci „miłego dnia” takim tonem.
Spróbuj. Oddychaj. Nie musisz robić tego dobrze. Nie musisz robić tego perfekcyjnie. Musisz tylko zrobić.
Bo jeśli masz czas na zastanawianie się, czy masz czas na medytację, to masz też czas na medytację.
A jeśli nadal masz wątpliwości, to masz gotowy skrót do sukcesu:
👉 Medytacje dla zabieganych
Teraz już naprawdę nie masz wymówek.
FAQ: Najczęstsze wymówki i co z nimi zrobić
„Ale ja nie umiem medytować.”
Dobra wiadomość: nie da się tego robić źle. Jeśli oddychasz i nie przewijasz Instagrama, to już medytujesz.
„Nie mam czasu.”
Masz 5 minut na sprawdzenie, co nowego na TikToku? To masz też 5 minut na medytację.
„Ale moje myśli są wszędzie!”
I tak ma być. Medytacja nie polega na ich wyłączeniu, tylko na nieangażowaniu się w nie jak w dramat na grupie osiedlowej.
„Próbowałam i mnie to denerwuje.”
To znak, że Twój umysł naprawdę potrzebuje odpoczynku. Spróbuj krócej, może z dźwiękami w tle. Albo po prostu rób to na złość sobie.
„A co, jeśli zasnę?”
To znaczy, że organizm miał inne priorytety. Następnym razem usiądź zamiast się kłaść.
„Czy mogę medytować przy techno?”
Możesz. Możesz nawet przy death metalu, jeśli tak Ci lepiej. Ale o tym, kiedy indziej.
„Czy medytacja musi być długa?”
Nie. Medytacja to nie kurs na prawo jazdy – nie ma minimalnej liczby godzin. Nawet minuta się liczy. Nawet trzy oddechy. A jeśli masz aż 5 minut, to już jesteś w klubie zaawansowanych.
„A co, jeśli nie mam żadnych wizji ani głębokich doznań?”
To nic. Medytacja to nie pokaz fajerwerków. Jeśli nic się nie dzieje – gratulacje, robisz to dobrze. Nie chodzi o wizje, tylko o to, żebyś przez chwilę po prostu była.
„A co, jeśli nadal mi to nie wychodzi?”
To znaczy, że nadal próbujesz. A to już wystarczy.